Katastrofa w Katowicach – ile ludzi jeszcze musi zginąć?

W sobotę 28 stycznia, około godziny 17.15 na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich na pograniczu Chorzowa i Katowic zawaliła się jedna z hal targowych. Odbywała się w niej bardzo popularna i ciesząca się uznaniem wystawa gołębi pocztowych. W środku mogło znajdować się nawet do tysiąca ludzi.

W sobotę 28 stycznia, około godziny 17.15 na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich na pograniczu Chorzowa i Katowic zawaliła się jedna z hal targowych. Odbywała się w niej bardzo popularna i ciesząca się uznaniem wystawa gołębi pocztowych. W środku mogło znajdować się nawet do tysiąca ludzi. Do tej pory (29 stycznia, godz. 15.00) potwierdzono śmierć 66 osób. Ofiar niestety na pewno będzie więcej.

Tragedia ta spowodowała, tak charakterystyczną dla Polski, falę żałoby, histerii i współczucia, szczególnie ze strony tych, którzy region Górnego Śląska ignorowali, uważając go za relikt PRL. Na miejscu, niczym Dżin z lampy Aladyna pojawili się premier i prezydent wraz z całą świtą urzędników i ministrów. Podczas gdy służby ratownicze walczyły z czasem, niesprzyjającymi warunkami i niewątpliwą presją, przede wszystkim medialną, władze kraju zrobiły to, co zawsze...zwołały konferencję prasową. Najważniejszym postanowieniem było, co bardzo charakterystyczne, ogłoszenie żałoby narodowej. By dać wyraz głębokiej troski i zaangażowania, kancelaria prezydenta przeznaczyła ze swojego budżetu 1 milion złotych na pomoc rodzinom ofiar.

Wszystkie te gesty polityków, medialna histeria, mimo tego, że to zdarzenie, choć tragiczne, nie może być porównywane do np. huraganu „Katrina”, czy tsunami, to jednak cała otoczka towarzysząca mu, jak żywo przypominała te wydarzenia. Podobnie jak tych wielkich kataklizmów, tak i tego, bardziej „lokalnego” można było uniknąć. W dodatku w bardzo prosty i wydawać by się mogło naturalny sposób. Był tylko jeden, acz zasadniczy problem, cechujący każdy kapitalistyczny kraj. Trzeba było wydać, a wcześniej mądrze zainwestować pieniądze. Katowicka katastrofa nie była jakimś wyjątkiem, lecz kolejnym wydarzeniem potwierdzającym logikę, jaką wyznacza kapitalizm i chęć zysku. Nie tak dawno temu, również w stolicy Górnego Śląska, zawalił się budynek starego (na szczęście nieczynnego) teatru. Przyczyną był zalegający na dachu śnieg. Podobna przyczyna zadecydowała prawdopodobnie o zawaleniu się wczoraj hali targowej. Prasa lokalna na Śląsku, mieszkańcy kamienic alarmowali, że zawaleniem grożą inne budynki. Prywatni właściciele, wolą zadać sobie jednak trud, by wyrzucić na bruk lokatora zalegającego z czynszem wraz z jego rodziną, niż wydać pobierany haracz (bo trudno to nazywać już czynszem) na podstawowe remonty i zachowanie elementarnych norm bezpieczeństwa. W liczącym ponad 300 tysięcy mieszkańców mieście, jakim są Katowice, mieszkańcy kamienic w centrum miasta zmuszeni są załatwiać potrzeby fizjologiczne w wychodkach na zewnątrz.

Zysk, to motywuje właścicieli, administratorów, nie zaś chęć, ba obowiązek zapewnienia ludziom bezpieczeństwa i ludzkich warunków. Sobotnia katastrofa była tylko brutalnym przypieczętowaniem wieloletnich zaniedbań. Cięcie kosztów to wcale nie wyjątek, to już reguła, która połyka coraz więcej ofiar.

Tutaj właśnie jest miejsce na analogie do katastrof mających miejsce na świecie. Do tych wielkich i „medialnych” jak wspomniana tragedia Nowego Orleanu, czy tych wyciszanych, jak wypadek w amerykańskiej kopalni węgla w Mellville w stanie Wirginia Zachodnia. Tam warunki pracy były jeszcze gorsze niż w chińskich, czy ukraińskich kopalniach. Kopalnia ta nie miała prawa funkcjonować, praca górników tam, równała się codziennemu ryzykowaniu śmiercią. Nie można rozpatrywać katowickich wydarzeń w oderwaniu od kontekstu globalnego.

Słuszne jest twierdzenie, że „Katrina” obnażyła kapitalizm. Gdzie były obiecane, ultranowoczesne zabezpieczenia i oddziały Gwardii Narodowej? Oczywiście wypełniały „konstytucyjne zadania” w Iraku. Gdzie były kontrole, inspekcje budowlane na Śląsku? Może władze wolały kasować „należne” im daniny z tytuły podatków od nieruchomości, czy dzierżaw. Katowickie wydarzenia obnażyły polski kapitalizm, podobnie jak walące się budynki coraz to nowszych centrów handlowych, zapewniających pospólstwu należne im igrzyska. Obnażyły to, jak daleko jest w stanie posunąć się garstka ludzi, pragnąca zasilić własne kieszenie. Do księżycowego krajobrazu hipermarketów i innych sztuczności ludzie zdążyli już niestety przywyknąć. Ale czy można przyzwyczaić się do walących się „szklanych domów”, na dodatek zabierających za sobą dziesiątki, setki ofiar?

Kolejną symptomatyczną kwestią było zachowanie się mediów. Od dawno wiadomo, że media tzw. głównego nurtu nastawione są na sensację, zamiast informacji oraz na umacniane jedynego słusznego porządku. Oprócz głupich pytań do wyciąganych półprzytomnych rannych typu: „jak się pan czuje?”, zaczęto coraz więcej miejsca poświęcać wizycie premiera, decyzjom prezydenta. Zapowiedziano powołanie specjalnej komisji, kontrole, inspekcje, kary. Powiedzenie, że lepiej późno niż wcale, raczej nie pocieszy rodzin ofiar. Jest to kolejna cecha charakterystyczna, w stanie Luizjana po „Katrinie”, też nagle przypomniano sobie, że coś chyba miało być zrobione, na coś były pieniądze, ale amerykańska racja stanu (czytaj: awantura w Iraku) zwyciężyła. Racja stanu włodarzy Górnego Śląska i Katowic również zwyciężyła. Objawiła się ono wybudowaniem kolejnego molocha Silesia City Center, największego centrum handlowego w południowej Polsce. Główną motywacją, była oczywiście, powtarzana jak mantra, chęć inwestora do stworzenia nowych miejsc pracy. Z budżetu województwa i samorządu popłynęła rzeka gotówki, no, bo czego nie robi się w walce z bezrobociem. Szkoda, że chociaż ułamka tej ogromnej kwoty nie przeznaczono na troskę o bezpieczeństwo mieszkańców.

Co zrobiły władze świeckie i kościelne w obliczu tej tragedii? Zrobiły dokładnie to samo, co... George W. Bush po huraganie „Katrina”, zaczęli nawoływać „wszystkich ludzi dobrej woli” do wpłacania pieniędzy na...organizacje charytatywne, jak „Caritas”, czy inne. Nie ma większej hipokryzji i zwykłego odwracania kota ogonem, niż ta prośba. Otóż ludzie mają, w domyśle prosto z serca, pomagać ofiarom katastrofy, spowodowanej polityką, która na samym końcu stawia sobie bezpieczeństwo i byt społeczeństwa. Czy tak ma wyglądać, tak bardzo forsowany model społeczeństwa obywatelskiego? Czy solidarność międzyludzka ma kojarzyć się z wysyłaniem SMS-ów i zupełnym zerwaniem relacji państwo-obywatel?

Dlatego tak bardzo potrzebny jest radykalny zwrot w społeczeństwie, odejście od prymitywnego fatalizmu, który ciągle wmawia się ludziom z odbiorników telewizyjnych i ambon. Bezmyślne powtarzanie z bohaterem z powieści Diderota, że „wszystko, co nas spotka jest zapisane na górze”. Zamiast odkrywaniem „tej tajemnicy życia i śmierci”, należy zająć się tym, co można zrobić tu i teraz, by wpłynąć, już nie na własne warunki bytowe, lecz na własne życie. Bo system, który zapewne ukara winne jednostki, tego czy innych wypadków, nie daje zwykłym ludziom żadnych szans w starciu z kapitałem, zyskiem i antyspołeczną polityką państwa.

Dla właściciela nieruchomości lub innego dobra, które przynosi mu określony dochód, wybór: zysk albo człowiek jest jasny i czytelny, dla każdego, nawet domowego „filozofa”, który właściwie interpretuje wydarzenia, takie jak to w Katowicach.

Pamiętajmy jednak, że filozofowie tylko interpretowali świat, chodzi jednak o to, by go zmienić.