George'a Busha wyprawa krzyżowa - czyli rzecz o krucjatach

Polish translation of "George W. Bush and the Crusades" By Alan Woods (May 8, 2003)

W przeddzień wojny w Iraku, George Bush junior wygenerował w swym umyśle kolejny idiotyzm i swoim zwyczajem pospieszył się był z jego werbalizacją. Tym razem o tym jak to wybiera się „na krucjatę”. Niewątpliwie był on wielce zadowolony z samego siebie – dowartościował się bowiem zapewne przekonawszy się, iż jest w stanie sformułować tak elegancką i górnolotną, a zarazem pełną głębi (według niego ma się rozumieć) metaforę. Rozczarowali go jednak brutalnie jego znerwicowani tym wystąpieniem doradcy i szybko zdławili jego „metaforyzacyjne” zapędy wskazując mu na fakt, iż słowo „krucjaty” ma  w świecie muzułmańskim – oględnie mówiąc - dość niefortunne konotacje. Wydaje się, że po małej awanturce termin ten został wykreślony z jego – skromnego wszak – słownika.

Powody, które budzą owe negatywne skojarzenia z „krucjatami” nie są generalnie rzecz biorąc w ogóle przyjmowane na Zachodzie do wiadomości. Dzieje się tak dlatego, że doprawdy niewielu podjęło trud wnikliwego przeanalizowania krucjat – ich przyczyn, przebiegu i genezy. Dla znakomitej większości – włącznie z obecnym lokatorem Białego Domu – były one mglistym wspomnieniem obejrzanego filmu, gdzie są one przedstawiane jako nobilitujące cywilizowaną ludzkość wielkie wydarzenia otoczone mistyczną pelerynką męstwa, heroizmu i wszelkiej cnoty, których wyrazem był kwiat chrześcijańskiego rycerstwa. Jakież to romantyczne…

Rzeczywistość była zgoła odmienna.

Czym były krucjaty?

Marks słusznie zauważył swego czasu, że czasy europejskiego średniowiecza to pokaz nagiej, brutalnej siły. Rzemiosło wojenne zmieniło swoje oblicze za sprawą ciężkozbrojnej jazdy i niosło teraz dużo większe zniszczenia i dużo więcej śmierci. Wszystko to było zaś swoistym produktem militarnego społeczeństwa, w którym walka była podstawowym zajęciem arystokracji. Przemoc była nieodzownym komponentem ówczesnej rzeczywistości. Feudalny szlachcic miał dwa zasadnicze cele – stać się dobrym wojownikiem i spłodzić wielu synów. W gruncie rzeczy podobne cele egzystencjalne stawia sobie i rozpłodowy byk. Nie jest to szczególnie zaskakujące zważywszy na fakt, iż poziom inteligencji obu tych podmiotów jest doprawdy bardzo podobny.

Niemniej jednak, żadna klasa rządząca nie chce by wspominano jej zbrodnie, lecz woli raczej by potomność oceniała ją w taki sposób w jaki ona ocenia samą siebie czyli w samych superlatywach. Stąd właśnie te usilne próby kunsztownego zmitologizowania wrodzonego poczucia „honoru” i „sprawiedliwości”, będących przecież esencją rycerskości. W rzeczywistości zaś było to działanie dekoracyjno-kosmetyczne. Natomiast swą prawdziwą twarz chrześcijańska Europa pokazała podczas krwiożerczych orgii śmierci i trwających sto lat wojen ze światem islamu, znanych powszechnie pod historiograficznym eufemizmem - wyprawy krzyżowe.

W 1076 roku Turcy Seldżuccy podbili Jerozolimę. Dla kościoła katolickiego był to olbrzymi wstrząs. W XI. wieku instytucja ta była prawdziwą potęgą i zdominowała już praktycznie całkowicie funkcjonowanie europejskich społeczeństw. W każdej wsi największym budynkiem był kościół z przeraźliwymi obrazami piekła i potępienia. Ci którzy akceptowali kościelne przesłanie mieli być po śmierci zbawieni i trafić do nieba, zaś niewierzący cierpieć mieli z rąk diabłów i demonów wieczne katusze. Taki właśnie obraz świata mieli wówczas ludzie.

W roku 1095 papież Urban II posłał na Jerozolimę wielotysięczne tłumy, które zostawiwszy wszystko ruszyły wyzwalać miasto z rąk „niewiernych”. Nagrodą miało być wieczne zbawienie po śmierci. Wezwanie do pierwszej krucjaty spotkało się z masową odpowiedzią ze strony zwykłych ludzi. Olbrzymie tłumy zainspirowane wizją Nowej Jerozolimy powędrowały pod wojenną banderą. W każdej wiosce i w każdym mieście dało się słyszeć mroczne pohukiwanie nadchodzącej masakry – „Deus lo volt!”[1]. Kościół na wszystkie możliwe sposoby podsycał religijny fanatyzm i grzmiał o zagrożonych „świętych miejscach”. Było to oczywiście kłamstwo.

Miejsca święte dla chrześcijan są także święte dla mahometan, którzy – nota bene – zamieszkiwali je od 638 roku. Muzułmanie byli bardzo tolerancyjni – odwrotnie niż chrześcijanie – w stosunku do innych religii. Tolerowali zasadniczo wszystkie wyznania tak długo jak wiara tej czy innej grupy nie stawała jej na drodze jeśli chodzi o regulowanie należności fiskalnych wobec władzy, albo nie powodowała jakichś większych kłopotów. Faktem jest, iż Mahomet kazał ścinać głowy buntującym się niewiernym, ale mówił także „traktujcie niewiernych łagodnie, pozwólcie im żyć w spokoju”. Mówiąc to miał na myśli chrześcijan, których nazywał „ludźmi Księgi” i „najbliższymi sercu wiernych”. Muzułmański gniew i wrogość w stosunku do chrześcijaństwa są reminiscencją tego co miało się wydarzyć – niczym nie sprowokowanej brutalnej napaści chrześcijańskiej Europy.

Fundamentalizm religijny odgrywał podczas konfliktu Europy z islamem rolę zasadniczą. Oczywiście oprócz tego występowało bardzo wiele innych czynników motywacyjnych o charakterze dużo bardziej przyziemnym jak na przykład grabież i zdobywanie łupów. Zresztą nie tylko organizatorzy tej przygody mieli swoje – nie szczególnie świętobliwe – cele. Nie wolno bowiem pomijać faktu, że europejskie rycerstwo, jak zwykle szukało usprawiedliwienia dla swojej codziennej działalności – zabijania ludzi. Teraz otworzyła się przed nimi nie tylko kusząca perspektywa racjonalizacji i usprawiedliwienia zbrodni, ale pojawiła się także możliwość uzyskania tą drogą przepustki do wiecznego życia w szczęściu i luksusie. Chodzi oczywiście o życie po życiu. Kościołowi uczestnictwo kwiatu rycerstwa europejskiego było także na rękę – zwiększał się bowiem prestiż i autorytet wypraw.

Jeszcze większy niż rycerstwo interes mieli w tym przedsięwzięciu ówcześni biznesmeni - kupcy. Turcy kontrolowali bowiem niezwykle dochodowe szlaki handlowe na wschód, w tym słynny Jedwabny Szlak. Większość kupców z Genui, Wenecji i innych europejskich portów, jako że była proweniencji chrześcijańskiej postanowiła wykorzystać nadarzającą się okazję. Krucjaty były dla nich wyśmienitą szansą – nie tylko byliby masowo wspomagani militarnie, ale na dodatek czynili by to pod sztandarem Wszechmogącego, który ich zbawi i odpuści im wszystkie grzechy. Takiej okazji doprawdy nie można było przegapić.

Co zaś się tyczy motłochu garnącego się do wędrującej ferajny z każdej, najmniejszej nawet wsi, to zauważyć trzeba, że uczestnictwo w krucjatach dawało im możliwość ucieczki od codziennej feudalnej harówki i zobaczenia ze świata czegoś więcej niż tylko senioralne włości. Do wyprawy przyłączał się także masowo świat kryminalny. Perspektywa mordowania i grabienia ma przecież swoje uroki, a poza tym kościół dał wszelkim bandytom jasno do zrozumienia, że poprzez intensyfikację swoich codziennych działań na określonym terytoriom i w stosunku do ludzi wyznających określoną religię mogą – w ramach bonusowej premii za dobrze wykonane zadanie - uratować swoje dusze.

Naczelnym sloganem stały się słowa św. Bernarda – „zabić poganiana jest czymś godnym pochwały, gdyż przydaje do glorii samemu Chrystusowi”. Propaganda kościelna głosiła eksterminację niesprawiedliwości. Pomimo usilnych starań ze strony kościoła większość krzyżowców nie była w ogóle bliżej zainteresowana religijnymi zawiłościami. Opisuje to Desmond Steward:

„Wielu Franków wysłano na krucjatę w ramach pokuty za grzechy i to grzechy ciężkie – gwałty i morderstwa. Pielgrzymi i funkcjonariusze kościelni byli traktowani jako naturalna przyzwoitka, choć jasne było, że jednym z naczelnych celów wyprawy jako takiej było uczynienie Ziemi Świętej bezpieczną właśnie dla nich”.[2]

Krucjaty, a społeczność żydowska

Pierwsza krucjata – podobnie zresztą jak pozostałe – to obraz skondensowanej zbrodni: masowych mordów, gwałtów i grabieży. Krzyżowcy, niczym wygłodzona szarańcza, gdzie tylko się pojawili pozostawiali po sobie zniszczenie i chaos. Mieli jednak owi gentlemani swoje gusta i w tej materii. Ich „specialite” w branży urządzania krwawych rzeźni były pogromy urządzane na społeczności żydowskiej. Oczywiście prawdą jest, że oszczędzili oni generalnie rzecz biorąc bardzo niewielu z tych, których napotkali na swej drodze. Do dnia dzisiejszego zachowało się kilka interesujących komentarzy jakie na temat Żydów wypowiadali krzyżowcy.

„Postawiliśmy sobie za cel olbrzymi marsz i walkę z wrogami Boga na Wschodzie. I oto przed naszymi oczami stanęli Ci, którzy są jego najgorszymi nieprzyjaciółmi – Żydzi. Z nimi rozprawimy się najpierw.”

„Wy jesteście tymi, którzy zabili naszego Boga. Bóg mówił, iż nadejdzie taki dzień w którym jego dzieci pomszczą jego krew. My jesteśmy jego dziećmi i naszym jedynym zadaniem jest wykonanie zemsty na was właśnie. Za to że okazaliście się być parszywymi bluźniercami przeciwko niemu ponieście karę. […] Bóg was opuścił i się od was odwrócił. Jego blask przyświeca teraz nam.”[3]

Społeczność żydowska zamieszkująca większe ośrodki handlowe jak na przykład okolice Renu i Mozeli, które znajdowały się pod szczególną opieką imperatora i biskupów. Niestety nawet to nie zapobiegło ich masakrze.

„Z początkiem maja 1096 roku krucjata dotarła do miejscowości Speyer. Zaplanowano wówczas zarówno atak na Żydów jak i zniszczenie ich synagogi. Wszystko miało odbyć się w szabas. Tego dnia udało się pokrzyżować ich plany. Ofiarą szaleńczej furii krzyżowców padło kilkunastu Żydów zaszlachtowanych na ulicach. Tamtejszy biskup udzielił reszcie schronienia w swoim pałacu i nakazał ukaranie kilku morderców. Niestety w Worms Żydzi mieli już mniej szczęścia. Również i tam zwrócili się oni o pomoc, ale tamtejsi hierarchowie okazali się bezradni. Krzyżowcy przypuścili atak na żydowskie osiedle. Palili i grabili domostwa, zniszczyli synagogę, zabijali wszystkich dorosłych, którzy odmawiali przejścia na katolicyzm. Zamordowano także większość dzieci. Niektóre uprowadzono – miały one zostać ochrzczone i wychowane po chrześcijańsku. W czasie trwania tej rzezi dość liczna grupa Żydów przedostała się do posiadłości lokalnego biskupa. Ten w obawie o życie swoje i uciekinierów zaproponował wszystkim chrzest, co pozwoliło by ich ocalić. Odmówili – cała grupa popełniła zbiorowe samobójstwo. W Worms zginęło wówczas ponad osiem tysięcy Żydów.”[4]

Podobne sceny rozegrały się w wielu innych miastach: w Verdun, w Trewirze, w Moguncji, w Trier, w Kolonii, w Metzu… Scenariusz był praktycznie zawsze ten sam. Zdesperowani Żydzi porzucali cały swój dobytek ratując się ucieczką przed fundamentalistyczną furią rozwścieczonego tłumu. W Kolonii próbowali oni ukryć się w pobliskich wsiach, ale nieskutecznie. Podobnie było w Metzu. W obu przypadkach zamordowano wszystkich, których udało się odnaleźć.

Powyższa orgia zbrodni stała się swoistym schematem dla wszystkich następnych krucjat. Była to zasadniczo specyficzna forma rozgrzewki. Każda nowa krucjata byłą zapowiedzią kolejnego holocaustu.

Krzyżowcy w Jerozolimie

Wszystkie te olbrzymie okrucieństwa i zbrodnie popełnione na społeczności Żydowskiej nie mieszczą się jednak nawet na skali jaką należałoby przyłożyć by określić rozmiar krwiożerczego bestialstwa, którego dopuścili się krzyżowcy gdy w końcu udało im się dotrzeć do Jerozolimy w lipcu 1099 roku.

Ta data i to wydarzenie są jednym z najczarniejszych okresów w historii świata i ludzkości.

Rozpaleni żądzą krwi, krzyżowcy zamienili Jerozolimę w rzeźnię. Podczas tej kryminalnej orgii trwającej ponad trzy dni z zimną krwią wymordowano ponad siedemdziesiąt tysięcy ludzi nie wyłączając kobiet i dzieci.

Pobożni krzyżowcy mieli zwyczaj robić przerwy w swym bestialskim spektaklu i modlić się boso pochlipując przed różnego typu świętymi figurkami. Później powracali do swych standardowych czynności. Jeden z chrześcijańskich kronikarzy opisał to w następujący sposób.

„Nasi ludzie ścigali wszystkich uciekających, aż do Świątyni Salomona. Stamtąd wychodzili unurzani po pas we krwi”.

Słynny brytyjski historyk Edward Gibbons w swojej książce „The decline and fall of the Roman Empire” dodaje:

„Ulice Jerozolimy pokryte były poćwiartowanymi bądź zwęglonymi szczątkami rozkładających się ciał. Wybuchła straszliwa epidemia. Nad miastem zaś przez długi czas unosiła się łuna płonącej synagogi”.

Bezinteresowna brutalność i okrucieństwo krzyżowców przeszły wszelkie granice. Opowieści tego typu snuto często celem oczernienia wroga, ta jednak wydaje się ponad wszelką miarę prawdziwa.

Dodajmy, że tej niespotykanej rzeźni patronował sam papież błogosławiąc tych którzy jej dokonali.

Zakony militarno-religijne

Krucjaty były niewątpliwie ruchem religijnego fundamentalizmu. Niemniej jednak posiadał ów swoje ekonomiczne uzasadnienie. Gwałtowny przyrost ludności w Europie oznaczał szerokie rzesze młodych szlachciców bez ziemi w każdym praktycznie kraju. To oni właśnie poprowadzili tę armię morderców i zbrodniarzy pod sztandarem świętego krzyża.

Prawdziwe intencje krzyżowców ujawniły się gdy na jaw wyszło, iż swoją uwagę skierowali oni głównie ku regionom położonym na północ od Ziemi Świętej, leżącym na wspominanym już Jedwabnym Szlaku. Wyrazem tych dążeń było też wzniesienie sieci portów handlowych w podbitych miastach – Antiochia, Trypolis itd. Jerozolima jako taka również była terytorium niezwykle cennym pod tym względem. Biblia opisuje jak Jezus Chrystus przepędził z jerozolimskiej świątyni wszystkich lokalnych cinkciarzy. Krzyżowcy zaś instytucję tę natychmiast tam reaktywowali.

Oprócz tego podbite ziemie były niezwykle atrakcyjnym kąskiem dla wszelkiej maści cwaniaczków i poszukujących przygody typów. Przybywali tam oni masowo po to by szabrować należące do  muzułmanów terytoria, a nie – jak się powszechnie przyjęło uważać – szerzyć słowo pańskie.

„Farnkowie postawili na morze. Flota genueńska, wenecka i pizańska rychło opanowały wodne szlaki. Łakomi na zysk kupcy i handlarze, osiedlający się masowo w nadbrzeżnych miastach mieli w czym wybierać: ryż i trzcina cukrowa, afrykańskie owoce, rosyjskie futra, perskie dywany, inkrustowane metalowe wyroby z Damaszku, muślin i jedwab z Mosulu i wiele innych luksusowych towarów.”.[5]

Ci sami Frankowie inwestowali także w fortyfikacje, które obsadzane były przez tzw. rycerzy szpitalników i templariuszy zinstytucjonalizowanych wcześniej w formie zakonów. Były to organizacje fanatycznych zbrodniarzy, którzy przysięgali bronić chrześcijańskiej wiary i oddać za nią życie. Była to swoista klasztorno-militarystyczna mieszanka. Łączyła mnisią dyscyplinę i surowość z bandycką mentalnością ówczesnych baronów. Jednym z najważniejszych zakonów tamtego okresu był Zakon Domu Szpitala Najświętszej Marii Panny w Jerozolimie znany w polskiej historiografii pod zdrobnieniem Krzyżacy.

Zakony te tworzone były od XII. wieku. Przerażające połączenie religijnego fundamentalizmu i niezwykłej brutalności uczyniło ich bardzo przydatnymi – stali się oni szybko zbrojnym, szturmowym ramieniem kościoła katolickiego. Papież nadawał im olbrzymie przywileje. Sprawy szybko jednak – jak to w kościele – przybrały patologiczny obrót. Zakony te wytworzyły w zasadzie kościół w kościele i państwo w państwie, toteż od czasu do czasu trzeba było ich w jakiś sposób przywołać do porządku. I tak ostatni Wielki Mistrz Templariuszy został żywcem spalony za herezję.

Działania tych zakonów charakteryzowały się wybitną agresją i olbrzymim okrucieństwem do eksterminacji całych populacji włącznie. Ofiarą ich nawyków padli między innymi Prusowie (znaniu wcześniej jako Bo-Rusini) – słowiańska społeczność zamieszkująca ówcześnie terytoria wschodniego wybrzeża Bałtyku. Zostali oni wymordowani przez niemieckie zakony rycerskie celem stworzenia przestrzeni dla niemieckiego osadnictwa. Była to wczesna egzemplifikacja późniejszej polityki „Lebensraumu” Adolfa Hitlera. Podobnie potraktowano Litwinów. Okrutne kampanie Krzyżaków i Kawalerów Mieczowych przeciwko nim należą do najbardziej dzikich i bestialskich wojen okresu średniowiecza, a toczone były – dodajmy - przez kościół o narzucenie tamtejszym społecznościom katolickiego jarzma.

Działania te także rozumiane były rzecz jasna jako krucjaty.

Interes ekonomiczny

I oto historia się powtarza! Czyż George Bush jr. wraz ze swoja bandą neokonserwatywnych maniaków i religijnych fanatyków z partii republikańskiej nie wyraża się podobnie? Dokładnie tak jak w XXI. wieku tak i w czasach średniowiecza pod płaszczykiem religijnego bełkotu kryją się ekonomiczne interesy.

Motywy krzyżowców nie były bowiem tak „szlachetne” jak podaje to obowiązująca historiografia. Nachalny fundamentalizm katolicki wspomagany był zawsze odpowiednia dozą własnej korzyści materialnej. Wystarczy powiedzieć, że templariusze stali się niezwykle udanymi bankierami czym zapewnili sobie olbrzymie udziały w późniejszych izbach bankowych we Włoszech. Angażowali się także w działalność turystyczną – przewozili około sześciu tysięcy pielgrzymów każdego roku. Obrót był gwarantowany. Flotylle templariuszy były bardzo popularne gdyż zawsze eskortowane były przez rozmaite inne statki co pozwalało wierzyć iż pasażerowie nie zostaną sprzedani jako niewolnicy w którymś z północno-afrykańskich portów. Było to powszechną praktyką niektórych włoskich handlarzy. Templariusze byli niezwykle przedsiębiorczy. Zajmowali się także eksportowaniem różnego typu dóbr do Europy. Tak oto stworzyli oni gigantyczną samowystarczalną machinę handlowo-finansową, która uczyniła z nich milionerów. Okoliczności te szybko spowodowały dominację materialnych instynktów nad mistycznymi zabobonami. Fundamentalizm religijny zakonów szybko nabrał stricte materialnych parametrów. Dzięki swojej pozycji zakony dysponowały olbrzymim bogactwem pochodzącym z grabieży i na jej podstawie później rozwiniętym. Była to de facto pierwsza europejska kolonia, a kolonialni namiestnicy żyli niczym królowie.

Zakonnicy strzegli zaś całego tego interesu pod komendą wprawnych dowódców. Ich religijne przekonania nie powstrzymały ich od ciągłego masakrowania niewiernych kimkolwiek by oni nie byli. Mało tego, było to dla nich swego rodzaju religijnym obowiązkiem. Ich bestialstwo i okrucieństwo stworzyło podstawę dla zjednoczenia przeciwko nim wszystkich arabskich społeczności. Tego wielkiego dzieła dokonał jeden z najbardziej światłych i umiejętnych przywódców wojskowych w historii Bliskiego Wschodu – Salah ad-Din Yusif ibn Ayub w europejskiej historiografii znany jako Saladyn.

Saladyn

W rażącym przeciwieństwie do chrześcijańskich bandytów Saladyn reprezentował sobą wszystkie przymioty prawdziwego rycerstwa. Był – można by rzec – naturalnym wojownikiem, niedoścignionym w swej wiedzy o sztuce wojny tamtych czasów. Był także wspaniałomyślnym, hojnym, odważnym i lojalnym człowiekiem. Saladyn - Kurd z pochodzenia - w czasach gdy inne arabskie wspólnoty spoglądały na Kurdów z lekceważeniem i wzgardą, stał się jednym z najbardziej zaufanych ludzi sułtana. Gdy Nur-al-Din zmarł zastąpił go kurdyjski generał – Shirkuh. Niestety był się ten ostatni sromotnie przejadł pewnego wieczoru i stanowisko to przejął jego siostrzeniec Saladyn, który został w ten sposób wezyrem. Był on mistykiem i ascetykiem. Sypiał na ziemi i nieustannie rozdawał biednym jałmużny. Jego dociekliwa natura spowodowała nawet iż Saladyn uległ chwilowi urokowi chrześcijaństwa, a nawet zdobył wśród krzyżowców pewien szacunek.

Saladyn zjednoczył wszystkie arabskie kraje i stworzył tym samym ogromną, budzącą grozę siłę militarną. W 1176 roku – z błogosławieństwem kalifa Bagdadu – został królem Syrii. Wówczas przystąpił do organizowania świętej wojny przeciw najeźdźcom. Okazał się być wyśmienitym taktykiem wojennym i strategiem zdeterminowanym do walki.

Inaczej sprawy się miały w łonie przywództwa strony przeciwnej. Morale tejże odzwierciedla najlepiej zachowanie jednego z tamtejszych dowódców zwanego – Raynault. Ten prawdziwy na wskroś chrześcijanin i uosobienie cnót rycerskich zamęczył na śmierć pewnego kapłana odcinając po kolei członki jego twarzy, a także wywiercając kilka pokaźnych otworów w jego czaszce. Dzieło swoje uwieńczył smarując wszystkie rany wielebnego miodem i pozostawiwszy to insektom.

Gangster ten został pokonany przez wojska Saladyna w słynnej bitwie w lipcu 1187 roku. Najpierw wywiedziony ze swoją armią na pustynię, zamęczony słońcem i ciężarem zbroi został nagle zaatakowany przez saraceńskich łuczników, którzy tym sposobem uniknęli jakiegokolwiek bezpośredniego starcia i tym samym ewentualnych strat. Wykończeni Frankowie nie mieli nawet wody. Ludzie Saladyna podpalili wówczas okoliczne łąki, a teren zasnuły olbrzymie kłęby dymu. Przy dźwiękach bębnów i trąb rozpoczęto ostrzał najeźdźców. W końcu nastąpiła finalna szarża. Do niewoli wzięto tak dużo ludzi, że niewolnika można było kupić taniej niż parę butów. Saladyn rozróżniał jednak zwykłych żołnierzy i zakonnych zbrodniarzy. Ci ostatni byli zabijani bez żadnej litości.

Bitwa o Hattin oznaczała koniec panowania krzyżowców. Armia Saladyna wkrótce otoczyła i zdobyła Jerozolimę. Niemniej jednak znów odwrotnie do chrześcijan, którzy eksterminowali żydowską i arabską ludność tego miasta, Saladyn zakazał swoim żołnierzom dopuszczać się jakichkolwiek aktów zemsty i zabijania ludności. Nie zniszczono żadnego kościoła. Saladyn za to osobiście uczestniczył w oczyszczaniu zniszczonego przez intruzów meczetu.

Pokonanym dano szansę odkupienia swojej wolności, Ci którzy nie mogli sobie na to pozwolić byli sprzedawani jako niewolnicy, ale przynajmniej zachowali życie.

Ryszard i Saladyn

Europa była oszołomiona. Papież usłyszawszy te wiadomości miał podobno zostać nimi do tego stopnia porażony, że zszedł śmiertelnie na miejscu.

Saladyn popełnił był jednak pewien błąd. Pozwolił utrzymać się chrześcijanom w Tyr i tym samym umożliwił im ponowne zwarcie szeregów. Otrzymali oni drogą morską spore wsparcie i byli gotowi dalej bronić swoich pozycji. Akka było oblężone, zaś cała Europa zmobilizowana do walki przeciwko Arabom – była to trzecia krucjata. Pierwszą potężną armię wystawił Fryderyk Barbarossa – ówczesny władca niemiecki tytułujący się jednakowoż Cesarzem Rzymskim. Zdziałał ów stosunkowo niewiele – utonął u wybrzeży Sycylii zanim nawet zobaczył Ziemię Świętą. Rychło jednak znalazło się wielu jego następców, między innymi król Anglii - Ryszard I. Przywoływany jest on często ze swojego salonowego przezwiska – Lwie Serce. Przywodzi to od razu na myśl słowa Lwa Trockiego, który wyraził się o jednym z carskich generałów Korniłowie w następujący sposób: „serce lwa i umysł owieczki”. Ryszard I musiał być zapewne podobną osobowością.

Jak wielu jemu współczesnych Ryszard I ruszył bronić Ziemi Świętej oddalonej od jego domu od ponad 4000 kilometrów oraz ogniem i mieczem ponieść tam chrześcijańską – jedynie słuszną – wiarę. Był on bez wątpienia dobrym żołnierzem – zdyscyplinowanym i odważnym. Jego armia opłacana była głównie ze sprzedaży monarszych posesji. Wkrótce nabrała ona reputacji najpotężniejszej siły militarnej w Europie – ciężko uzbrojone oddziały były w stanie przypuścić śmiertelną szarżę. Do tego dochodziła ówczesna nowinka techniczna – kusza, która także znajdowała się na wyposażeniu tej armii. Warto w tym miejscu wspomnieć, że została ona uznana za broń do tego stopnia niehumanitarną, że sam papież zakazał jej używania. Był jednak łaskaw uczynić pewien wyjątek w odniesieniu do niewiernych.

Miała to być najbardziej profesjonalna armia jaka wyprawiona została do Jerozolimy. Niemniej jednak jej utworzenie i działanie motywowane było – jak to ze średniowiecznymi armiami zawsze bywało – pędem ku łupowi i grabieży. Toteż i tym razem uczestnicy krucjaty (pomimo, iż podróż odbywała się statkiem) zadbali by nie odbiegła ona formą przebiegu nadzwyczaj wyraźnie od poprzednich. Dążenia w tym zakresie zrealizowano w Lizbonie – totalna dewastacja, masowe mordy i gwałty. Ten sam występ żołnierze Ryszarda powtórzyli w Marsylii, na Sycylii i na Cyprze. Można to chyba traktować jako swoistą rozgrzewkę.

Jeśli odważyć się użyć w stosunku do średniowiecznej Europy słowa „cywilizacja” zważywszy na jego pozytywne konotacje to rzec by można, iż rzeczywiście doszło do zderzenia dwóch cywilizacji. Saladyn, który był człowiekiem niezwykle uczciwym i wspaniałomyślnym odnosił się do Franków (tak Arabowie nazywali wszystkich krzyżowców, niezależnie od ich etnicznego pochodzenia) z pewną dozą podziwu za ich odwagę. Niemniej mówił o nich nie inaczej niż „barbarzyńcy” czy „zwierzęta”. Nie mijał się z prawdą. Wielbiona przez historiografię chrześcijańska Europa tamtych czasów była niczym poza barbarzyńską kloaką i siedliskiem wszelkiego wstecznictwa, niczym wrzód na ciele rozwijających się w innych regionach cywilizacji. Tymczasem świat islamski przeżywał swoje złote lata.

Arabowie rozwinęli się tak dalece pod każdym względem – kulturowo-społecznym, naukowo-intelektualnym, a także (w pewien sposób) militarnym – że gdyby przyszło porównywać z nimi Europę, to z pewnością nie starczyło by skali. Odnosząc się do aspektu przewagi wojskowej (często poddawanego pod wątpliwość) wystarczy wspomnieć o tym jak wielki podziw budziła wśród europejskich najeźdźców saraceńska broń. Trwalsza i skuteczniejsza, wykonana z precyzją przekraczającą najśmielsze oczekiwania. Zaś takie ośrodki szkoleniowe jak Toledo, Granada czy Kordoba[6] nie miały sobie równych nigdzie w Europie.

W roku 1911 barbarzyńska tłuszcza z Europy dotarła do bram Akki. Po jedenastu miesiącach oblężenia naznaczonego ciągłymi atakami wojsk chrześcijańskich miasto skapitulowało. Do niewoli wzięto ponad trzy tysiące więźniów nie zważając na wiek i płeć. Odpowiedzią na wątpliwą reakcję Saladyna było dokonanie masowej rzezi wszystkich wziętych do niewoli – mężczyzn, kobiet, dzieci… Masakra trwała cały dzień – nie oszczędzono nikogo. Saladyn próbował wprawdzie odbić więźniów, ale bez powodzenia. Muzułmanie byli zaszokowani. Szokował ich nie tyle sam rozmiar zbrodni, ile bezinteresowne bestialstwo, które było jej motywem i rozkosz okrucieństwa jaką znajdywali w swoim działaniu krzyżowcy. Było to zjawisko ich kulturze wojny obce.

Saladyn oparłszy się na lekkiej kawalerii prowadził wojnę podjazdową. Unikał otwartych bitew i większych walk rażąc wroga rozmaitymi zasadzkami, zaskakującymi atakami itp. Do otwartej konfrontacji doszło w bitwie pod Arsufem. Egzamin zdała wówczas europejska ciężkozbrojna jazda. Wytrzymała wielokrotne arabskie szarże i zadała muzułmańskim wojskom olbrzymie straty. Gdy tylko dostrzeżono pierwsze oznaki słabnięcia oddziałów Saladyna dokonano decydującego ataku. Efektem jego były tragiczne straty w szeregach arabskich. Mimo to udało się im przegrupować i przeprowadzić kontratak, który jednak nie odniósł żadnego skutku. Saladyn przegrał i wycofał resztę swoich wojsk.

Pomimo tej porażki Saladyn zaatakował niedługo później Jaffę i prawie ją zdobył. To właśnie podczas tej bitwy Ryszard Owczy Mózg stracił konia, a Saladyn na wieść o tym posłał mu jednego ze swoich wierzchowców by walka była równa[7]. Niemniej jednak Saladyn został pokonany po raz kolejny i zmuszony był podpisać układ pokojowy. Ryszard zapewnił sobie wprawdzie olbrzymie posiadłości na wybrzeżu Akki i Jaffy, ale podstawowy cel Saladyna został osiągnięty – Jerozolima była bezpieczna.

W drodze powrotnej Ryszard został uwięziony przez władcę austriackiego – Leopolda. Za jego uwolnienie zażądał ów okupu, który otrzymał po jedenastu miesiącach. Sto pięćdziesiąt tysięcy marek wypłacone za wypuszczenie Ryszarda zrujnowały Anglię. Niestety hojni ofiarodawcy zostali wkrótce fatalnie rozczarowani gdyż w 1199 roku został on zamordowany przez nieznanego kusznika. Jako prawdziwy Francuz nakazał podzielić swe zwłoki i wszystkie flaki eksportować do Poitou z wyjątkiem serca, które spocząć miało w Rouen. Szkielet z obciągniętą na nim skórą powędrował do Rzymu. Co się tyczy Saladyna to pragnął on odwiedzić Mekkę, lecz zanim zdążył swoje życzenie zrealizować zapadł na ciężkie przeziębienie i zszedł śmiertelnie na skutek olbrzymiej gorączki. Pochowano go w grobowcu w Damaszku.

Złupienie Konstantynopola

Dokładniejsze opisywanie historii wpraw krzyżowych byłoby czynnością do prawdy nużącą. Ten sam schemat realizowany jest zasadniczo za każdym razem. Niezbyt to pouczające. Niemniej jednego z epizodów nie można z pewnością pominąć.

Przypomnijmy, że oficjalnym celem krucjat była – najogólniej rzecz ujmując - ochrona chrześcijaństwa przed muzułmańskim zagrożeniem. W ramach realizacji tego postulatu zawierało się także przyjście z pomocą („bratnią” chciałoby się dodać) Cesarstwu Bizantyjskiemu od dawna już naciskanemu militarnie przez Turków. Krzyżowcy przybyli w końcu do Konstantynopola podczas czwartej krucjaty, lecz jako zdobywcy, nie wyzwoliciele.

Czasy czwartej krucjaty to okres kształtowania się embrionu włoskiego kapitalizmu. Wiodącą rolę odegrała w tym Wenecja – olbrzymi ośrodek handlowy Morza Śródziemnego. Weneccy kupcy byli na dobrej drodze, by nie tylko zdominować Bizancjum ekonomicznie, ale by w ogóle wykolegować je z jakichkolwiek udziałów w wymianie towarowej w regionie. Było to oczywiście nie tyle zasługą wybitnej przedsiębiorczości społeczności weneckiej ile naciskających od południa Seldżuków i olbrzymich wewnętrznych sporów wśród bizantyjskiej elity rządzącej. Gdy zaś papież Innocenty III zorganizował w 1204 roku czwartą krucjatę weneccy biznesmeni dostrzegli w tym swoją szansę.

Zaślepiony, acz sprytny wenecki oligarcha, Enrico Donaldo przekonał wówczas krzyżowców by wziąć udział w dworskiej intrydze i obsadzić na bizantyjskim tronie niejakiego Alexiusa Angelusa. Ten ostatni był na tyle głupi, by złożyć krzyżowcom wiele ekstrawaganckich obietnic, których później nie mógł dotrzymać. Zaś sami krzyżowcy byli mocno skuszeni bogactwem Konstantynopola.

12.04.1204 roku krzyżowcy wtargnęli do Konstantynopola. Plądrowali go przez trzy dni doprowadzając do niesamowitej dewastacji. Swój udział (zdecydowanie większy niż poprzednio) mieli w tym także księża i inni dostojnicy kościelni co zaowocowało częściowym zniszczeniem największej chrześcijańskiej świątyni na świecie Hagia Sophia i obsadzeniem (chwilowym wprawdzie) patriarszego tronu przez ostro upojoną – lekko się prowadzającą – dziewoję. Po przebudzeniu się z pijackiego letargu krzyżowcy wybrali francuskiego imperatora i weneckiego patriarchę wykrajając dla siebie przy tym rozmaite księstwa. Bądź co bądź było to dużo łatwiejsze niż zwalczanie Saracenów.

I tak ci najbardziej chrześcijańscy z najbardziej chrześcijańskich Europejczycy zniszczyli Trzeci Rzym. Bizancjum nigdy już nie podniosło się z tego tragicznego upadku. Pomimo tego, iż udało się mu w końcu zrzucić krzyżowe jarzmo rychło dostało się pod następne. W 1453 roku zajęli je ottomańscy Turcy.

Szczególnie niesmaczną rolę podłego hipokryty odegrał w tym wszystkim papież. Z jednej strony gardłował, iż rozumie pełną nienawiści postawę społeczności Konstantynopola w stosunku do świata łacińskiego, nie ruszył ów jednak palcem gdy na tronie patriarszym i cesarskim instalowali się łacińscy uzurpatorzy, nie zrobił nic gdy prawosławnych mnichów eksmitowano ze swych klasztorów i mordowano czyniąc miejsce dla cystersów i wszelkiej maści zakonów zbrojnych.

Gwałt jakiego dokonano na Konstantynopolu jest ważną lekcją. Ujawnia bowiem prawdziwą istotę „religijnego” motywu wypraw krzyżowych.

Pomni przygód chrześcijanie uruchomili później jeszcze bardziej krwawą krucjatę przeciwko Katarom zamieszkującym południe Francji. Ta na zawsze pochłonęła kwitnącą kulturę prowansalską – błyszczącą perłę na tle europejskiego bagna wieków średnich. Wyćwiczone już na Bliskim Wschodzie metody podboju i okupacji zostały tam naturalnie zastosowane z jeszcze większą gorliwością. To samo miało miejsce podczas chrześcijańskiej rekonkwisty na południu Hiszpanii.

Krucjata G. W. Busha

Okres wypraw krzyżowych to jeden z najczarniejszych okresów w historii ludzkości. Nie można o nich powiedzieć nic pozytywnego. Potrafi to jedynie obecny prezydent USA. Bush nie ma oczywiście zielonego pojęcia o prawdziwej historii krucjat, nie ma pojęcia o historii w ogóle, tak samo jak nie ma pojęcia o niczym innym.

Żyjemy w XXI. wieku. Jest to okres doprawdy niezwykle interesujący pod wieloma względami. Nauka i myśl technologiczna rozwinęły się kolosalnie. Wiele z tych innowacji ma swoje źródło w Stanach Zjednoczonych. Tymczasem w innych dziedzinach okazuje się, że ludzka świadomość nie nadążyła za postępem w materii sił wytwórczych, nauki i techniki. Dziś większość mieszkańców USA wciąż wierzy w boga i diabła. Miliony są przekonane, że „Księga Rodzaju” i cała reszta Biblii to autentyczne historie. Ludność domaga się by w szkołach dzieci uczono, iż Ziemia została utworzona z woli wszechmogącego w sześć dni, jest płaska od góry przykryta niebem – od dołu podparta piekłem, a kobieta powstała z adamowego żebra. Jakże żałosną sceną było gdy pierwszy Amerykanin okrążywszy Ziemię na statku kosmicznym zapytany o wiadomość jaką chciałby przekazać ludziom na dole zaczął cytować „Księgę Rodzaju”.

Sprzeczność pomiędzy kolosalnymi postępami naukowo-technicznymi, a ekstremalnym zacofaniem społecznej świadomości ma niewątpliwie charakter dialektyczny. Nic nie obrazuje jej lepiej niż mentalność ultra-prawicowej kliki republikańskich neo-konserwatystów zainstalowanej obecnie w Białym Domu. Gdyby istniała możliwość zajrzenia do wnętrza głowy George’a W. Busha, to zanim dotarlibyśmy (ewentualnie) do mózgu, musielibyśmy się przebić przez olbrzymią górę wszelkiego uprzedzeń i zabobonów z ostatniego tysiąca lat.

Mentalność tych dżentelmenów (i pewnej pani), którzy stoją obecnie na czele jedynego światowego supermocarstwa nie różni się zasadniczo niczym od prymitywnych trendów psychologicznych okresu średniowiecza. Są przesiąknięci religią na wskroś i to jej najbardziej ordynarną i prostacką formą. Świat opisują za pomocą terminów i sformułowań, których z pewnością nie powstydzili by się krzyżowcy: „oś zła” itp. Ujawniają przy tym wszystkie psychologiczne przymioty religijnych fanatyków jak Osama bin Laden czy Mułła Omar. Jedyną różnicą pomiędzy nimi jest to, że zjawisko uważane przez pierwszych za dobre jest przez drugich uważane za złe.

Religijni fanatycy są zawsze potencjalnym zagrożeniem, szczególnie gdy w ich zasięgu (albo co gorzej – na ich wyposażeniu) znajduje się broń. George W. Bush ma broni więcej niż by mógł kiedykolwiek potrzebować. Dokonał za jej pomocą w Iraku masowego ludobójstwa, w nieuczciwej i niepotrzebnej wojnie. Był w tym dziele wspierany przez innego religijnego fanatyka Tonego Blaira, który jakiś czas temu grzmiał wszem i wobec, że gotów jest na „spotkanie ze swoim stwórcą” z czystym sumieniem po wojnie w Iraku.

Dokładnie w ten sam sposób racjonalizowali sobie swoje działania krzyżowcy. Nurzając się po łokcie we krwi byli absolutnie przekonani, iż czynią dzieło boże. Trzeba jednak przyznać, że moralnie krzyżowcy stoją o klasę wyżej od Busha i Blaira. Oni bowiem wykonywali swoją brudną robotę samodzielnie, zaś ci ostatni każą zbrodnie popełniać innym.

Niektórzy opisują ostatnie wydarzenia w Iraku jako „konflikt cywilizacji”. Nic bardziej mylnego. Miliony osób na całym świecie aktywnie sprzeciwiały się wojnie. To przecież sojusznicy irackiego społeczeństwa – „tamtej” cywilizacji. Z drugiej strony kompletną pomyłką byłoby sądzić, iż Bush, Blair i Kwaśniewski uderzyli na Irak ze względu na religię! Ich motywy były zupełnie inne!

***

Krzyżowcy szli do Ziemi Świętej z krzyżem na swych sztandarach. Niemniej dotarłszy na miejsce szybko zabrali się za prawdziwy biznes – plądrowanie miast, poszerzanie terytoriów, otwieranie nowych szlaków handlowych itd… Nasi współcześni krzyżowcy wiele bełkoczą o pokoju i wolności, ale gdy tylko nadarzyła się okazja zaraz położyli swe łapska na polach naftowych. Ważna to umiejętność umieć rozróżnić towar od opakowania.

[1] “Bóg tak chce!”

[2] D. Steward - „The Monks of War”

[3] N. Cohn - „The pursuit of the millenium”

[4] Ibidem

[5] D. Steward - „The Monks of War”

[6] Wszystkie te trzy ośrodki zostały kompletnie zniszczone podczas tzw. hiszpańskiej rekonkwisty, która pogrążyła południowe tereny Hiszpanii w totalnym chaosie na wieki.

[7] Pomimo intensywnej mitologizacji średniowiecznego rycerstwa europejskiego i jego obyczajów, które zaciążyły na współczesnej historiografii rzec trzeba, iż dać wiarę temu, że Ryszard postąpił by podobnie, byłoby skrajną naiwnością.